piątek, 29 stycznia 2010

La Habana i zemsta Jose Martiego

Z dwoch powodow ciezko jest mi pisac o Hawanie...
Pierwszy jest taki, ze od srody jestesmy juz w Tulum, w Meksyku, a notke zaczynam pisac relaksujac sie na plazy bijacej na glowe wszystkie kubanskie 'playas' razem wziete.
Drugi powod, bardziej prozaiczny, jest taki ze na zakonczenie naszej kubanskiej przygody pochorowalismy sie mocno i ostatnie 2 doby praktycznie spedzilismy w lozkach. Na szczescie nasze zoladki doszly juz do siebie, a my regenerujemy sily na meksykanskiej Riviera Maya.

Mimo tego malego zgrzytu Hawana zrobila na mnie ogromne, pozytywne wrazenie. Na poczatku trzeba zauwazyc, ze dzielnice Hawany bardzo sie miedzy soba roznia.
Zamieszkalismy w Vedado, dzielnicy najbardziej 'zamerykanizowanej'. Ulice wygladaja jak Miami z lat 80-tych, ludzie dobrze ubrani, wrecz wylansowani, dookola sporo sklepow, knajp, barow, klubow, hoteli. Pierwszej nocy trafilismy na tlum zlozony z homoseksualistow, transwestytow i prostytutek, ktorzy jedna z glownych ulic Vedado (Calle 23) i nabrzeze przy przylegajacym do morza Malecon traktuja szczegolnie w piatki jako swoj teren lowow. Jak na pierwsze doswiadczenie z Hawana - slabo!


Miejscowka okazala sie jednak super: duzy wybor jedzenia ('perro caliente' czyli hot-dogi za peso cubano, zemscily sie na nas srogo), bezposredni autobus wiozacy nas w 20 min. za grosze do architekturalnych cudow Centro Habana i Habana Vieja (oczywiscie bus lokalny, zawsze bylismy jedynymi turystami 'na pokladzie'), mocno 'rozimprezowana' okolica (z imprez przez nasze chorowanie ostatecznie niewiele wyszlo).
Patrzac na zycie mieszkancow Vedado trudno jest dostrzec bijacy z ulic innych miast socjalizm. Przede wszystkim, jak juz pisalem, ludzie na ulicach sa ubrani jak gdyby 'wylansowane' ciuchy byly dostepne w sklepach na kazdym rogu (a takich sklepow tu nie ma!). Ogolnie sklepow, targow, piekarni, budek z jedzeniem, lekarzy, tanich taksowek dla lokalsow itp. - jest w Vedado pod dostatkiem, co rozni to miejsce od innych odwiedzonych przez nas. Oprocz imprezowania i obserwowania zycia Kubanczykow nie da sie tu wiele robic. Warto jednak zobaczyc Plaza de la Revolucion (zdj.), z pomnikiem El Educadora (Jose Marti, kubanski bohater narodowy, ktorego imienia monumenty, parki, ulice sa w kazdym miejscu na Kubie) i ogromna podobizna Che z haslem 'Hasta la Victoria Siempre'. To tutaj setki tysiecy ludzi gromadzily sie zwykle by sluchac plomiennych, kilkugodzinnych przemow Castro.


Prawdziwa perla Hawany jest Habana Vieja ('Stara Hawana'). Zeby zrozumiec jak i dlaczego wlasnie tak wyglada ta czesc miasta, trzeba przeniesc sie troche ponad 50 lat wstecz, do Hawany sprzed rewolucji Fidela, pelnej mafijnych bossow z Miami pioracych tu czarnorynkowe dolary, hoteli i rozpustnych kasyn, szukajacych w nich szczescia gangsterow i nowobogackich Amerykanow, 'dam' do towarzystwa, miasta huczacego od niekonczacych sie imprez. W 1959 r. znalazl sie ktos, kto postanowil w trybie natychmiastowym ukrocic 'amerykanskie panowanie', pozbyc sie nieproszonych gosci, ich dobytek przejac na rzecz rewolucji, a np. imponujace hotele i kasyna przekazac w rece kubanskiej biedoty.
50 lat pozniej Habana Vieja bedaca dziedzictwem kulturowym UNESCO to z jednej strony prawdziwy wieloepokowy mix architekturalny (budynki powstawaly od XVI do XIX w.), a z drugiej strony zestawienie juz odrestaurowanych za pieniadze UNESCO (rzadziej prywatnych darczyncow lub zaprzyjaznionych rzadow) budynkow i ulic-perelek, z miejscami obskurnymi, zapuszczonymi, czesto w stanie rozpadu, ktore turystom odradza sie odwiedzac (a jednak warto!).
Ten kontrast gwarantuje niepowtarzalne doznania estetyczne (nawet spacer po 22 'gorsza' czescia Habana Vieja do przystanku autobusowego i pytanie stojacych w kolejce do autobusu kto jest 'el ultimo' - taki tutejszy zwyczaj) i jednoczesnie mocny bol stop dnia nastepnego (tymi uliczkami chce sie chodzic i chodzic).
Jedna z najbardziej charakterystycznych czesci Hawany jest Malecon, bulwar biegnacy od Habana Vieja az do konca Vedado, przylegajacy na calej dlugosci do morza, ktore w wietrzne dni efektownie wdziera sie na ulice, atakujac nieprzygotowanych gapiow, rowerzystow i przejezdzajace samochody. Malecon to ulubione miejsce spotkan mieszkancow Hawany: czy to zwykle piwne schadzki lub spotkania przy rumie, rodzinne spacery czy romantyczne randki o zachodzie slonca. W takich wlasnie okolicznosciach najlepiej prezentuja sie oldskulowe fury sprzed rewolucji, ktorych jest tu oczywiscie pelno. Malecon stal sie jednym z dwoch moich ulubionych miejsc w Hawanie. Drugie to Plaza de la Catedral, maly klimatyczny placyk, nad ktorym majestatycznie goruje XVIII-w. katedra, gdzie mojito i cygara smakuja przy dzwiekach 'son' najlepiej :-) Stad juz tylko dwa kroki do legendarnej La Bodeguita del Medio, gdzie swoje ulubione mojito zwykl popijac uwielbiany tu Earnest Hemingway.

Kuba okazala sie wielkim przezyciem. Juz teraz wiem, ze wroce tu by dokonczyc 'dziela' :) Do zobaczenia zostal Pinar del Rio, caly El Oriente z Santiago de Cuba i Guantanamo.

Teraz przed nami dwa miesiace w Meksyku. Jestesmy znuzeni podrozowaniem, pakowaniem, rozpakowywaniem, bieganiem z plecakami, wiec najblizsze 2 tygodnie zamierzamy relaksowac sie Tulum i okolicy (z wypadami na imprezy do Playa del Carmen i Cancun). Jutro przenosimy sie na plaze, gdzie przez kilkanascie dni bedziemy po prostu lezec w hamakach...

Ponizej kilka dodatkowych fotek z Hawany:

1 komentarz:

  1. Dobrze napisany ten blog ;-)
    Pozdrawiam gorąco z Konstancińskiej.
    Trzymajcie się chłopaki
    Pablo "doktorek" Jezierski

    OdpowiedzUsuń