W chatce z palmy kokosowej, piaskiem pod stopami, swiecami noca (nie ma pradu) i spiralkami przeciw moskitom.
Po stosunkowo meczacej podrozy po Kubie postanowilismy naladowac baterie relaksujac sie na najpiekniejszej karaibskiej plazy w Meksyku. Przez ostatni tydzien budzimy sie na sniezno-bialej plazy, ogladamy wschod slonca, wygrzewamy sie (pogoda jest rewelacyjna), kapiemy w blekitno-zielonych wodach Morza Karaibskiego, zaliczamy beach parties z prawdziwego zdarzenia, gramy w domino, ogladamy 44. Super Bowl (niestety Colts przegrali) itp... Miasto oddalone o 5km odwiedzamy sporadycznie, po zakupy (nowy zapas siweczek i tunczyka), z czego teraz skrzetnie korzystam piszac te notke.
Jest rewelacyjnie.
Jednak 'okolicznosci przyrody' nie sklaniaja do gwaltownych ruchow... 'Tranquilo' nabiera tutaj nowego znaczenia. Relaks 360 stopni.
Energie zebrana na plazy zamierzamy pozytkowac juz od jutra. W planach mamy kilka wypadow do okolicznych atrakcji (snorkeling z delfinami i zolwiami morskimi na Punta Allen i w jaskiniach, tzw. 'cenotes', ruiny Coba w dzungli), a juz w czwartek przenosimy sie na chwile do Cancun, skad wyruszamy na intensywny roadtrip.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz