Jeszcze we wtorek wybralismy sie do oddalonej od Tulum o ok. 50km malej, rybackiej wioski Punta Allen, lezacej na koncu polwyspu Boca Paila. Caly polwysep jest czescia rezerwatu biosfery Sian Ka´an, porosniety karaibska dzungla, otoczony z jednej strony wodami Morza Karaibskiego, a z drugiej slodkimi wodami laguny.
Do Punta Allen dotarlismy po ok. 2,5 godz. drogi - z jednej strony to efekt naszych ochow i achow, kiedy tylko zobaczylismy kolejny zapierajcy dech w piersi widok, jak i naprawde trudnej drogi. Sama wioska to oaza spokoju, zycie plynie tu wolniej i spokojniej niz gdziekolwiek indziej. Miejscowi oraz przyjezdni, ktorzy osiedlili sie tu w ostatnich latach (w sumie mieszka tu ok. 500 osob) trudnia sie lowieniem ryb i homarow oraz organizowaniem aktywnego wypoczynku turystom.
Wynajelismy zatem lodke, ktora lokalny (meksykanski) ´jefe´ zawiozl nas w podroz pelna wrazen.
Na poczatek poplynelismy w poszukiwaniu delfinow w ich naturalnym srodowisku. Nie trzeba bylo czekac dlugo, po kilkunastu minutach poszukiwan trafilismy na cala rodzine delfinow, ktore moglismy obserwowac z perspektywy lodki. Te nie robily sobie nic z naszej obecnosci, wrecz wydawaly sie zabawiac nas krazac wokol lodzi.
Kolejnym przystankiem byl oddalony jakies 15 minut od ladu stalego mini rezerwat ptakow, gdzie moglismy obserwowac setki pelikanow i fregat.
Chwile pozniej dostalismy cynk, ze w poblizu pojawily sie zolwie morskie, szybko przenieslismy sie wiec kawalek dalej by... obejsc sie smakiem, gdy (jak sie po chwili okazalo), jeden z wypatrujacych zolwi przewodnikow pomylil ´tortuga´ (zolw po hiszpansku) z... pniem drzewa wystajacym na mieliznie... Przy okazji jednak wpadla nam w oko plaszczka (´manta´).
Wycieczke zakonczylismy kapiela w ´piscina natural´, czyli naturalnie uformowanym i malowniczo polozonym basenie wodnym, z naprawde krystalicznie czysta woda, w otoczeniu dzikich plaz.
W czwartek trzeba bylo opuscic plaze w Tulum. Wsiedlismy wiec w wypozyczonego Nissana i ruszylismy w kierunku Meridy, stolicy stanu Yucatan, opuszczajac stan Quintana Roo. Po drodze odwiedzilismy ruiny w Coba, gdzie z najwiekszej piramidy rozciaga sie piekny widok na otaczajaca te pre-kolumbijskie runiy dzungle.Najwieksza atrakcja wczorajszego dnia byla jednak Chichen Itza, jedna z najwiekszych turystycznych destynacji w Meksyku. To jeden z najbardziej rozpoznawalnych kompleksow ruin Majow, z centralnie polozona Templo Kukulcan. Swiatynia robi naprawde ogromne wrazenie, zaczynajac od gry cieni odbywajacej sie tu w dzien przesilenia wiosennego i jesiennego (pojawia sie tu wtedy waz, podobizna boga Kukulcan, planujemy dotrzec tu jeszcze w pierwszy dzien wiosny), na niesamowitej akustyce konczac. Ciekawy jest rowniez widok najwiekszego w Ameryce Srodkowej placu do gry w pilke, wersji praktykowanej przez Majow. Uzywali oni do gry tylko nog, pilka musiala przekroczyc obrecz zawieszona wysoko na scianie, a przegrana druzyna (czasem tylko kapitan) byla najczesciej skladana w ofierze. To sie nazywa motywacja w dazeniu do zwyciestwa!
Dzis obudzilismy sie w Meridzie, kulturalnej stolicy Jukatanu. Mieszkamy w rewelacyjnie polozonym hostelu - nasze pokoje maja balkony wychodzace na glowny plac miasta, gdzie jutro odbywac sie bedzie karnawal.
Zostaniemy tu jeszcze jedna noc, a w sobote przenosimy sie do Campeche.


Zdjęcia z Tulum są niesamowite, ten kolor wody i nieba....
OdpowiedzUsuńikcenobyx3