Karnawal to jedno z najwiekszych wydarzen w tej czesci Meksyku. Ludzie zyja nim, przygotowuja przebrania (chociazby symboliczne), tlocza sie prz ulicach, by z jak najblizszej odleglosci zobaczyc paradujacych muzykow, tancerzy na platformach. Zaciecie tez czekaja na rozdawane przez przejezdzajacych slodycze i gadzety (smycze, czapeczki, koszulki), walczac o nie z sasiadami.
Co ciekawe, najefektowniejsze konstrukcje przygotowane zostaly przez sponsorow (wsrod nich np. Corona i Coca-Cola), z drugiej zas strony nie da sie nie zauwazyc, ze umiejetnosci taneczne Meksykanow i Meksykanek odbiegaja znacznie od ich odpowiednikow z Kuby czy uczestnikow karanwalu w Brazylii.
Najciekawsza czesc miasta to okolice Plaza Grande, glownego placu miasta, porosnietego gesto drzewami (co niestety uniemozliwia w pelni delektowanie sie widokiem otaczajacych plac pieknych, kolonialnych budowli). To wlasnie ta czesc miasta sklonila Hiszpanow do nadania bylej osadzie Majow nazwy Merida - na czesc jej hiszpanskiej nazewniczki.
Z kolonialnym centrum kontrastuja przedmiescia, a studenckie zycie nocne skupione jest w modnych klubach wokolo Prolongacion de Montejo, alei oddalonej o kilka kilometrow od Plaza Grande. Przypadl nam do gustu meskykanski sposob 'biletowania' takich imprez - zwykle placi sie sporo za wejsciowke (caballeros ok. 30-40 zl, damas ok. 15 zl), a bar jest otwarty.
Poznym wieczorem dotarlismy do Campeche i... od razu sie w nim zakochalismy. Przypomnialo nam Kube, z klimatycznymi, kolorowymi ulicami, imponujacym placem glownym. Dzis eksplorujemy te kolonialna perelke, a juz jutro ruszamy do na poludnie, do stanu Chiapas, by odwiedzic runiy Palenque, wodospady i kaniony oraz magiczne San Cristobal de las Casas.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz