środa, 31 marca 2010

'Paz y amor en Pacifico' czyli pokój i miłość nad Pacyfikiem :-)

Po 5 latach wróciłem do miejsca, dla którego w ogóle narodził się pomysł na tę wyprawę... Puerto Escondido w stanie Oaxaca.



Trudno opisać, co takiego jest w tym miejscu, że działa ono jak pozytywna "czarna dziura", bezlitośnie zasysająca zakochanych w Puerto turystów i burząca ich plany podróżnicze. Sam stałem się ofiarą magii tego miejsca i zamiast zaplanowanych 7-10 dni spędziłem tu 4 tygodnie. Oczywiście nie żałuję ani minuty!




Skąd takie wrażenia?
Wybrzeża Pacyfiku nie da się porównać z "pocztówkowymi" plażami Karaibów. Nie ma tu aż tak delikatnego, białego piasku, woda nie jest turkusowa, iguany nie wygrzewają się na palmach, nie ma takiego wyboru hoteli i atrakcji turystycznych...
Jest za to energia, wyczuwalne pozytywne wibracje i pewna urzekająca prawdziwość miejsc takich jak surferska La Punta (4 km od miasta), rybackie Puerto Escondido i Mazunte, czy hipisowskie Zipolite (wioski oddalone od Puerto o ok. 40-50 km).

Są też wyjątkowi, barwni ludzie, przybyli tutaj z róznych zakątków świata, jest niesamowity spokój, luz i oderwanie od rzeczywistości. Na pewno wiele spośród takich wrażeń zawdzięczam hostelom A La Casa i Buena Onda, położonym w La Punta na samej plaży (w pierwszym z nich spędziłem prawie cały marzec). To niezwykłe miejsca, przepełnione właśnie ciepłem, pozytywnymi emocjami i inspirującą energią.





Samo Puerto Escondido to miasteczko zamieszkałe przez ok. 20 tys. ludzi żyjących albo z turystów, albo z tego, co oferuje Pacyfik. Jeśli chodzi o tych pierwszych, to Puerto przyciąga przede wszystkim surferów, backpackerów, lub Meksykanów.

Surferzy znajdą tu sławną 'Pipilnę' ('Mexican Pipeline'), umożliwiającą w sezonie surfowanie na genialnych falach, a także wiele zawodów przyciągających tu zawodowców i sponsorów. Poza tym - świetne warunki do bodyboardingu i skimboardingu (których sam próbowałem).
5 lat temu zatrzymałem się w prowadzonym przez francusko-włoską parę Buena Onda z klimatycznymi 'cabañas' położonymi na piasku, pomiędzy palmami, nieco na uboczu, jakieś 4 km od centrum miasta. Tym razem moim domem na 4 tyg. została 'palapa' (rodzaj wiaty z dachem z liści palmowych) w Hostal A La Casa, a miejscem noclegu łóżko na świeżym powietrzu, z widokiem na ocean, jakieś 50 m wody.




Klimat surferski czuć każdym kroku, co dodaje Puerto uroku.
Muszę przyznać, że longboard (dla niewtajemniczonych - taka duża deska) to niezła zabawa, ale surfowanie na falach Puerto nie jest łatwe dla początkujących. Fale są bezlitosne zarówno dla ludzi (siniaki, rozcięcia od uderzeń o deskę) jak i sprzętu (udało nam się nadłamać wypożyczoną deskę). Początkującym amatorom deski polecić za to trzeba wioskę Chacaua, znajdującą się 1,5 godz. drogi od Puerto, odciętą od lądu laguną (przez którą trzeba przepłynąć, by dostać się do wioski). Tutaj fale załamują się łagodnie i bardzo powoli, co ułatwia naukę łapania fal.




Wspomniałem, że Puerto to też raj dla backpackerów. Spotyka się tu ludzi z każdego kontynentu, ludzi otwartych, przebywających na krótkich wakacjach lub podróżujących przez wiele miesięcy... Ludzi dzielących się doświadczeniami, kreatywnych, pełnych nietypowych pomysłów i ciekawych poglądów. To niezła mieszanka wybuchowa, która w połączeniu z tutejszą pozytywną energią gwarantuje świetnie spędzony czas.
Do tego przyjaźni "tubylcy" i cały wachlarz opcji żywieniowych (lokalne knajpki ze świetnym jedzeniem lub rewelacyjne jedzenie z dostawą do klienta) - istny raj na ziemi :)



Całe wybrzeże Oaxaca jest niesamowite, a Puerto może być bazą wypadową dla kilku innych ciekawych miejsc. Bardzo dobrze wspominam małą wioskę Mazunte, miejsce słynące z żółwii morskich, ekologicznych hosteli i niemal hipisowskiej społeczności.

Noc spędzona w hamaku, na urwisku skalnym nad plażą, z widokiem na wschód słońca to bardzo intensywne przeżycie, które zapamiętam na długo.

Do tego zachód słońca na Punta Cometa, prawdopodobnie najpiękniejszy, jaki widziałem w życiu... tak, Mazunte trzeba zobaczyć!



A jeśli Mazunte, to i sąsiadujące z nim Zipolite... świetne fale, i raj dla eksperymentujących z różnymi substancjami turystów :-) Oczywiście dla lubiących takie atrakcje (których w stanie Oaxaca nie brakuje).




4 tygodnie spędzone nad Pacyfikiem to świetny czas na "ładowanie baterii", regenerację, ale i refleksję. To szansa na spojrzenie na życie z nieco innej perspektywy niż goniący wagon metra lub stojący w korku samochód.
Gorąco polecam każdemu, kto zamierza odwiedzić Meksyk!

1 komentarz: